Zrównoważona moda w Polsce
Kryzys klimatyczny trwa w najlepsze, a branża mody nie zmienia się rewolucyjnie. Ostatnio prezes H&M, Karl-Johan Persson, czyli przedstawiciel tzw. fast fashion, powiedział że branża odzieżowa staje się ofiarą wytykania zachowań przyczyniających się do kryzysu klimatycznego (czytaj tekst). A to źle. No nie powinna – myślę sobie. „Przypadkiem” jest drugą najbardziej zanieczyszczającą planetę branżą po petrochemii. „Przypadkiem” jest warta 2,5 biliona dolarów i odpowiada za odpowiada za około 10% emisji gazów cieplarnianych. Przypomnę kilka danych publikowanych już w innym moim tekście (klik!):
- Kupujemy o 60% więcej odzieży, niż w 2000 roku *dane UNECE – Europejskiej Komisji Gospodarczej – raport pdf w linku.
- Połowa kupowanych przez nas ubrań w przeciągu roku trafia na wysypisko śmieci.
- 40% z tych ubrań nigdy lub prawie nigdy nie założyliśmy! To 13 mld ton odzieży i dla lepszego zobrazowania – jedna ciężarówka odzieży na śmieci co sekundę! *dane UNECE
- W temacie zasobów naturalnych – branża modowa to druga branża pod kątem globalnego zużycia wody (zużywa 20% zasobów).
- Do produkcji jednej koszulki z bawełny potrzebne jest średnio 2,7 tysiąca litrów wody. To tyle, ile jeden człowiek wypija w przeciągu dwóch i pół lat.
- Rocznie niemal 39 milionów ton ubrań ląduje na wysypiskach i w spalarniach śmieci.
- Wielkim problemem jest mikroplastik, któryc właśnie z naszych plastikowych ubrań (akryl, poliester, nylon) trafia do oceanów. To 60% naszych ubrań.
Tradycyjny model nie do utrzymania?
Czy tradycyjny model, w jakim funkcjonuje przemysł odzieżowy, da się utrzymać? Według mnie nie. Nie w obliczu takich danych. Co musi się zmienić? W samej branży, jak czytamy w raporcie Accenture, muszą zostać podjęte takie wyzwania, jak:
- wprowadzenie standardów gospodarki obiegu zamkniętego,
- mierzenie i redukcja negatywnego wpływu na środowisko,
- zapewnienie odpowiednich warunków pracy,
- wdrożenie przejrzystych zasad komunikowania zmian do otoczenia i konsumentów.
Świadomych konsumentów wciąż za mało
I świadczą o tym wyniki badania przeprowadzonego na zlecenie Accenture i FashionBiznes.pl, wraz z partnerem merytorycznym Forum Odpowiedzialnego Biznesu.
Polskim respondentom sektor modowy i odzieżowy nie kojarzy się z negatywnym wpływem na środowisko. Na pytanie o najbardziej szkodliwe dla środowiska branże wymieniano np. przemysł ciężki (88%) czy technologiczny (54%). Tylko 33% badanych postrzega branżę odzieżową jako szkodliwą dla środowiska.
Aż 42% badanych nie potrafiło wskazać, czego im najbardziej brakuje w działaniach proekologicznych producentów odzieży, obuwia i akcesoriów związanych z modą. A skoro nie wiemy, że branża zanieczyszcza, to tym bardziej nie będziemy wiedzieć, co może poprawić w swoim działaniu.
Co wiemy o naszych ubraniach?
Z badań wynika, że regularnie nosimy 57% ubrań. 7% to zakup nietrafiony, 5% ma jeszcze metkę, 14% nie nosimy w ogóle lub nosimy rzadko. Czyli prawie 30% naszej szafy to są ubrania, których nie używamy.
Czy wiemy, gdzie zostały wyprodukowane? Różnie z tym bywa.
Mylimy kraj POCHODZENIA marki z krajem PRODUKCJI. Czyli – jeśli marka jest polska, myślimy że produkuje w Polsce. Nie zawsze tak jest. A duże, sieciówkowe polskie brandy mają produkcję umiejscowioną w Azji. Niespełna jedna czwarta respondentów (24%) przyznaje, że nie wie, z jakich materiałów są ich ubrania i gdzie zostały wyprodukowane.
Bylibyśmy skłonni zapłacić więcej za produkty ekologiczne.
73% konsumentów jest skłonnych zapłacić więcej za produkt ekologiczny, a 47% mogłoby zapłacić nawet ponad 20% więcej niż za produkt konwencjonalny. Ale… czy dzisiaj powszechna jest wiedza o „produktach ekologicznych”? Nie. Komentując więc to pytanie, powiedziałabym, że deklaracje mogą być dalekie od rzeczywistości. Tym bardziej, że ubrania „zrównoważone” kosztują nawet kilkukrotnie więcej, niż „konwencjonalne”. Niewiele osób w Polsce na nie stać.
Nie kupujemy na potęgę
Badania mówią, że wcale nie kupujemy na potęgę.
Stawiam na to, że jako społeczeństwo dopiero się w kupowaniu rozkręcamy. „Zaledwie 20% respondentów zadeklarowało, że kupuje nowe ubrania ze względu na nowe trendy i styl, tj.: gdy obecne przestają być modne (8%), by zaimponować stylem (6%) lub kiedy pojawia się nowa kolekcja (6%). W grupie osób wydających na ubrania ponad 800 zł miesięcznie jest takich osób znacznie więcej – 58%” – czytamy w raporcie.
Second handy rządzą
Tak, second handy są w momencie rozkwitu. Niedawno publikowałam teksty o rynku ubrań używanych, które na pewno warto przeczytać 🙂 – tutaj. Rynek second hand w Polsce to obecnie 30 tysięcy sklepów, a liczba Polaków kupujących odzież używaną to nawet 5-6 milionów. To potwierdzają badania Accenture, które mówią, że 38% respondentów kupiło w zeszłym roku odzież używaną. To już przestał być temat tabu. Kupujemy odzież z drugiego obiegu chętnie, a jeszcze większą popularność osiągają sklepy vintage z wyselekcjonowanymi perełkami.
Z danych statystycznych wynika, że wyrzucamy rocznie ponad 100 tysięcy ton odzieży, co stanowi 25% wzrost w stosunku do 2010 roku.
Niestety nie za bardzo wiemy, co robić z zużytą odzieżą – 17% respondentów przyznaje się wprost do tego, że ostatnie 3–4 rzeczy, których już nie noszą lub które się zużyły, wyrzuciło do śmieci, a 8% zniszczyło na własną rękę. A są o wiele bardziej ekologiczne sposoby na utylizację odzieży, aniżeli wyrzucanie do domowego kosza – np. Ubrania do oddania (sprawdź tutaj).
A jak wygląda sytuacja z naprawianiem odzieży i obuwia?
„Chętnie naprawiamy zepsute ubrania i obuwie (80% zadeklarowało, że zdarza się im naprawiać produkty odzieżowe i obuwnicze), ale połowa uważa jednak, że koszt naprawy w stosunku do kosztu nowego produktu jest na tyle wysoki, że naprawa jest nieopłacalna” – tak wynika z raportu Accenture.
Co powinny zrobić marki odzieżowe?
Badania pokazują, że chociaż kupowanie ubrań w Polsce nie jest jeszcze „sportem”, bo kupujemy dość powściągliwie, to jednak nie mamy dużej świadomości na temat zrównoważonej mody, nie wiemy, co to znaczy „ekologiczna” marka i w czym objawiać się może czynnik „eko”. Co oznacza, że wciąż jesteśmy w miejscu, w którym najważniejsza powinna być edukacja. A odpowiedzialność za edukację i zmiany jest również po stronie marek odzieżowych.
Każda marka produkująca ubrania powinna uwzględnić te kilka aspektów w ramach swojej działalności i łańcucha produkcji:
- godne wynagrodzenia dla pracowników, godne i bezpieczne warunki pracy,
- transparentność w działalności, jasna komunikacja i nacisk w tej komunikacji na koncepcję obiegu zamkniętego,
- bezpieczne materiały/tkaniny, wykorzystanie ekologicznych materiałów czy tych z drugiego obiegu,
- wykorzystanie resztek z produkcji w drugim obiegu,
- gospodarka cyrkularna jako część strategii i modelu biznesowego, np. poprzez wprowadzenie możliwości wypożyczania odzieży czy naprawy,
- odpowiedzialny marketing, który nie nawołuje do szaleńczego konsumpcjonizmu,
- promowanie odpowiedzialnych i świadomych postaw konsumenckich,
- dążenie do redukcji negatywnego wpływu na planetę w różnych aspektach: ekologiczne opakowania etc.
Jednym słowem – koncepcja, w której mamy kilkadziesiąt kolekcji ubrań w roku, co miesiąc kupujemy nowe ubrania, nasza szafa pęka w szwach od nadmiaru – jest koncepcją złą u podstaw. I należy ją zmienić, bo wcale dokłada niemałą cegiełkę do kryzysu klimatycznego.
Zmiany powoli widać – to dobry znak. Ale słowem klucz jest właśnie „powolność” tych zmian. Na polskim rynku na palcach jednej ręki można wyliczyć marki, które do kwestii ekologicznych czy społecznych swojej działalności podchodzą poważnie. Konsumenci wymagają coraz więcej, ale wciąż jednak tych świadomych konsumentów jest za mało.